poniedziałek, 27 stycznia 2014

Gdy zostajemy w domu

Pierwszy raz od grudnia zostaliśmy w domu na weekend. 




Baśce dziękujemy za narzędzia, 
Pani z Bloga "Moje wypieki": za przepis

Nasze rady: użyjcie jak w przepisie czekolady gorzkiej, 
nie dodawajcie (zimnej ! O zgrozo!)  wody, mleka do rozcieńczania czekolady
Wszystko wg. przepisu się uda, bo my jak zwykle zaczęliśmy zmieniać, dlatego zaczęły powstawać na końcu takie "kulfoniki" :)
Trufelek na ostatnim zdjęciu, powstał dokładnie wg. przepisu, więc wyszedł najładniej:)







poniedziałek, 20 stycznia 2014

Bezcenna choinka

Dopiero dzisiaj około piątej rano przyjechaliśmy do domu, do Brln, po prawie 11 godzinach jazdy z Rz. Droga pomiędzy Wroc. a Berln. minęła dość szybko. Zanim się obejrzeliśmy, już staliśmy w korku przy berlińskim tunelu. Jak na tą porę było naprawdę dużo aut na ulicach.
Każdemu opowiadamy o  naszej bezcennej choince. Dlaczego bezcenna? Bo nie ma swojej ceny, dosłownie. Oprócz choinki, przygarnięte są również stojak, światełka i bombki. Tylko trzy z nich, ręcznie robione kupiliśmy we Wrocławiu na targach.

czwartek, 9 stycznia 2014

Na święta nigdy nie jest za późno!

Grudzień 2013 był naprawdę świąteczny. Był to miesiąc oczekiwania, radości i małych cudów.
Odbyliśmy z rodziną przed świąteczną, uroczystą Wigilię, przygotowywaliśmy kartki świąteczne dla rodziny dalszej i bliższej i wspaniałych ziomków. W całym tym pośpiechu przygotowaliśmy niezwykły stos prezentów. Kierowaliśmy akcją nawigacji naszego nocnego gościa, sklejając wielkie świąteczne pudła.
Tegoroczną pasterkę spędzaliśmy w Japonii, w Nagasaki z tamtejszymi katolikami. Ludzie oczarowali nas swoją uprzejmością. Nie mogło zabraknąć akcentów polskich. Wśród japońskich ojców franciszkanów, był Amerykanin z polskimi korzeniami, ojciec Vincent. Z Zielonej G. wzięliśmy w ostatniej chwili opłatek, także po krótkim objaśnieniu, podzieliliśmy się z również tam opłatkiem.  Wigilia mimo, że składała się z barszcz z proszku, a chińskie pierożki imitowały nasze uszka, zjedliśmy z czasem polskim, kolejno łącząc się z naszymi rodzinkami.

środa, 8 stycznia 2014

by Boże Narodzenie trwało zawsze

 Świąteczna Warszawa, pięknie udekorowany Nowy Świat.
 




Mroczne ujęcie z Parku Saskiego



W niedzielę udało udało nam się zjeść praliny i wypić czekoladę w pięknym wnętrzach Fabryki Czekolady Wedel.


później dokończyliśmy spacer Nowym Światem do Zamku Królewskiego, podziwialiśmy naprawdę pomysłowe szopki bożonarodzeniowe w katedrze warszawskiej wykonane przez rodziny z parafii.


nocy nie było

Cofnijmy się do przeszłości, czyli do dnia, w którym nie było nocy.


Opuszczamy to szalone miasto- Tokyo



Po nocy spędzonej na lotnisku, ta inteligentna japońska maszyna skutecznie masuje mięśnie naszego ciała.



 z radością ostatni raz zjadamy po dwie parówki, korzystając przy tym z niezwykle sprytnego dozownika ketchup-musztarda


 Ostatni raz raczę podniebienie jedzeniem typu: "nie wiem co to jest, ale jest smaczne i chyba zdrowe"


R. wybiera bardziej przewidywalny posiłek


Tego dnia stewardessa zaskakuje nas pytaniem: "Czy jesteście z Niemiec albo Austrii, bo tak równo układacie tacki po posiłku!" Ha!


 W lataniu samolotem jest coś dla mnie fantastycznego, a jednocześnie strasznego. Zawsze wsiadając do samolotu staram wyobrazić sobie, że wsiadam do autobusu. Ta myśl, pozwala mi powstrzymać strach przed lataniem. Mimo wszystkich tych negatywnych doznań, uwielbiam patrzeć przez okno. Krajobraz jest niebiański, a wyobrażam sobie, że to co widzę za oknem to komputerowa animacja. Ktoś wstawił wielki telewizor HD i teraz wyświetla ten obraz a ja go oglądam. Nie umiem wyobrazić sobie, że jestem teraz nad Himalajami, rzeką Amur, czy nad Islamabadem. Nie umiem uzmysłowić sobie, że lecę tysiąc kilometrów na godzinę, a w Polsce jest 17:00 a w Japonii 23:00 a tutaj w samolocie czas według określonej strefy czasowej. Czas jest pojęciem względnym. Nie umiem sobie wyobrazić tego, że prawie okrążam planetę. Może dlatego, że nigdy tej planety na własne oczy nie widziałam?







piątek, 3 stycznia 2014

Dluga droga do domu

Najpierw jazda autobusem po calkowicie zasniezonych gorskich drogach. Potem kilka przesiadek pociagami i tak w koncu wieczorem dotarlismy do Tokio. I tu okazalo sie, ze wciaz nie mozemy zrobic odprawy na nasze loty! Troche niepotrzebnej nerwowki... Calodobowe kanaly KLM zawiodly - facebook, twitter, mail - zero odpowiedzi, telefon - wylaczony. Po kilkugodzinnym snie, przeprowadzce na inny terminal, w koncu mamy karty pokladowe na pierwszy lot. Na kolejne pozniej - KLM nas tym razem zawiodl.
Po dlugim i przyjemnym locie jestesmy w Amsterdamie. Wieczorem Warszawa, a Berlin... w poniedzialek rano.

środa, 1 stycznia 2014

Takayama - Nowy Rok, snieg i jedzonko

Buddyście Sylwestra spędzają na modlitwie w świątyni i ustawiają się w kolejce do uderzenia gongiem w świątyni. Tego dnia nie widzieliśmy żadnych fajerwerków. Sami obaliliśmy małą buteleczkę szampana na schodach przy rzece, życząc sobie wspaniałego kolejnego, wspólnego Nowego Roku!




Kolejnego dnia nie ruszaliśmy się nigdzie daleko. Nogi same nas niosły, wiec ostatecznie powędrowaliśmy do wioski pierwszych mieszkańców. Po drodze śnieg był tak lepki, że grzechem było nie ulepić bałwanka :)



Po wizycie w sklepie Bulldog, przymierzaniu czapki w kształcie kupy, głodni poszliśmy szukać przystępnej knajpki, gdzie moglibyśmy ukoronować kulinarnie nasz pobyt w Japonii.



Nawet K. zapomniała, że nie umie jeść pałeczkami. Takie było pyszne!

Co jak w Tajlandii

Zakupy w Tajlandii

Olejek kokosowy - Nie bede powtarzac tekstow, ktore opisuja wlasciwosci tego produktu, pochodzenie, lecz skupie sie na wlasnych odczuciach. Olejek bardzo ladnie pachnie. Nie jest to zapach kokosowy, mydlany wrecz chemiczny tak jak w wielu balsamach czy mydelkach. Olejek pachnie glebia owocowego miazszu. Na wyspie Koh Chang widzialam je zarowno w aptece jak i na bazarze, moj jest firmy TROPICANA. Mila sprzedawczni dolaczyla do olejka ulotke z opisem wlasciwosci etc. Generalnie jest na tyle Eko, ze mozna go jesc, dodawac do salatek. W Tajlandii (przy kupnie) mial konsytencje cieszy, kiedy wyciagnelam do z plecaka w domu, nacisnelam pompke, olejek nie poplynal. Istotnie olej nie poplynie w stanie stalym, akurat temperatura w miescie wynosila okolo 20 stopni Celcjusza. Stosuje zatem latem. Jest bardzo wydajny, bardzo tlusty!

Lakier do paznokci - Zauwazylam, ze mieszkancy Tajlandi lubia kolor zielony. Tak tez bedzie mi sie kojarzyc ten kraj. Kupilam dosc tani lakier do paznoci koloru ladnej zielonej trawy.

Balsam do ciala - Jesli miejscowe perfumy w Tajlandii nie sa zbyt popoularne, kupilam wiec balsamy do ciala. Ten juz nie jest taki Eko, ma 98% naturalnych skladnikow. Jeden zapach jasminowy, drugi to tamtejsza mieszanka kwiatow. Oba zakupione w drogerii ....

Balsam rozgrzewajacy - Na wyspie mielismy wypadek skuterowy, po ktorym R. bolal kark, a poza tym bylismy jeszcze spieczeni sloncem jak male dzieci. W aptece znalezlismy male sloiczki z balsamem jak Wapo Rup. Czemu nie sprobowac? Pomoglo. Podobno sa rowniez dobre na migreny, jaka mieszanka ziol tam siedzi trudno powiedziec, bo ulotka jest po rosyjsku i tajsku:)

Mydła - pachnace, wiec rownie przyciagnely moja uwage. Po powrocie przeczytalam w internecie, ze wiekszosc mydel jest wybielajacych, poniewaz wzor tajskiego kobiecego piekna to jasna cera. Na ulicach Bangkoku staly wielkie portrety krolewskiej pary. Mozna zauwazyc, ze zona krola jest nienaturalnie bielsza od meza:) Poza tym na plazy zaczepily nas kobiety, jedna starsza, druga mlodsza z pytaniem czy ciocia (starsza) moze zrobic ze mna zdjecie, bo jestem : 'biudyful'. Nie bylo w tej prosbie podtekstow seksualnych. Mydla o zapachach: mango, tamaryndowca. Zostawie je na zime, by nie scierac opalenizny.

Trojkatne poduchy, kwadratowe poduchy, wałki - wygladaja atrakcyjnie, tylko zastanowcie sie przed zakupem czy beda wam potrzebne, czy beda pasowac do pokoju:) Kupilismy je dopiero przed odlotem. Bylismy wyczerpani chodzeniem po Pantip Plaza, poszlismy do Tesco.... i doznalismy szoku kulturowego:) Ale mialo byc o poduszkach. Poduszki kupilismy tam za 450B (45PLN) wyboru kolorow nie bylo, ale akurat dostepne kolory odpowiadaly nam najbardziej.

Foremki do lodów - Tesco, profesjonalne z odpowietrzeniem.

Nóż kuchenny tajski - Moj maz tak ma:) Przyjedz do nas a on Ci zaprezentuje kolekcje nozy kuchennych. Made in Thailand (nie jakies tam chinszczyna), ok. 10PLN

Ciuchy i dodatki - Moge jezdzic tam na zakupy. Tanie i male rozmiary. Sukienek z budek nie mozna przymierzac, kupilam w ciemno i bylam zadowolona. Mozna sie targowac, ale duzo z ceny nie zejda. Maz wypatrzyl naprawde ladne zegarki, cena 12zl kupilismy dwa rozne:)

Lampa z kokosa - kosztowala ok 60pln(?), z drobnymi inzynierskimi przerobkami (przedluzenie kabla owinietego sznurkiem i podwieszenie na niewidzialnej przezroczystej żyłce) prezentuje sie idealnie w kuchni.

Kawa mrozona, ale nie byle jaka! W taki upal swietne ochlodzenie. Wypelniona lodem.

Herbata mrozona - R. wychwalal jej smnak, ja nie moglam tego przelknac: z lodem i slodkim mlekiem.

Rozrywka w Tajlandii

Pokazy: cyrk krokodyli - to najbardziej zenujacy pokaz z udzialem zwierzat i ludzi. Wszystko bylo tak zalosne az komiczne. Na poczatku pokazu byla mozliwosc zrobienia sobie zdjecia z krokodylem za jedyne 18PLN, Tajowie nas namawiali, ale my - nie. Byla mozliosc uczestniczenia w pokazie, tu potrzymaj patyk lub ogon krokodyla. Ciagle odmawialismy, bo nie wiedzielismy co moze strzelic do glowy krokodylowi (ah ta wyobraznia). Najlepsze byli 'tipy' (napiwki) na koniec. Jak wychodzilismy, krzyczeli do nas, ze teraz to zdjecie za darmo... Nie wiem czego sie spodziewalismy, idac na ten pokaz? Biedne zwierzaki.

Przejazd na sloniu - to tez pewien sposob meczenia zwierzac, ale... Na koniec slon wykapal sie z nami w morzu:)


Zakupy w Kambodży

Ubrania - sa dosc tanie na bazarze, ale uwazajcie na rozmiary. Sa one pomniejszone o jeden rozmiar. Ichniejszy S to nasz XS itd.

Jedzenie - nasze podniebienie nie zaznaly nieba. W Siem Reap gar kuchnia drozsza niz w Tajlandii i nie tak smaczna. R. probowal żabę.

Okulary - Jak w Tajlandii nie moglismy znalezc optyka tak tutaj byl po drodze. Nie ma tak duzego wyboru oprawek, ceny tez nie sa oszalamiajaco niskie jak w Maroku. Trudno sie targowac.

Obrazy - Wiele osob maluje i sprzedaje swoje male dziela. Ceny sa smieszne nieskie. Przeczytalam, ze nie powinno sie kupowac obrazow od dzieci (albo co gorsza dawac kase tym zebrzacym), poniewaz rodzice zamiast wyslac dziecko do szkoly kaza mu je sprzadawac.


Kambodza byla dla nas smutnym krajem, ludzie smutniejsi niz w Tajlandii, zebrzace dzieci na ulicy. Angkor Wat to obraz nedzy i rozpaczy. Zapomniane przez ludzi swiatynie sa obrazem agonii duchowej spoleczenstwa. Tajlandia to jej calkowite przeciwienstwo.

Jak zapakowalismy wszystkie graty? Pakujemy sie do jednego plecaka ok. 40litrow. Przed wylotem z domu R. kupuje zawsze torbe ukrainska (cena ok. 5 PLN) (ktora wkladamy w plecy "duzego" plecaka) i szara tasme do pakowania. Jeszcze przed wylotem na wycieczce pakujemy wszystko, Zawiazujemy tasma, dodatkowo oddajemy na lotnisku do obandazowania folia. Drugi plecak robi jako normalny bagaz za druga osobe. W Maroku 'duzy' plecak stal sie naszym bagazem podrecznym. W ten sposob placilismy tylko za jeden bagaz z zakupami.
Naszym marzeniem jest pojechac tylko z malym plecakiem miejskim:)