czwartek, 29 maja 2014

Ludzie w drodze

W drodze jest wszystko co kochamy. Bezruch nas zabija. W drodze jest dobrze, czasem jesteśmy zmęczeni łapaniem kolejnego stopa, wtedy wybieramy rozwiązanie bardziej cywilizowane - autobus.
Po tygodniu znów wróciliśmy jak na przekór losowi do Wrocławia. Jeszcze dwanaście godzin temu wyjeżdżaliśmy z pod Monachium, a 48 godziny temu maszerowaliśmy w palącym słońcu w słoweńskiej dolinie.
Dobrymi, cudownymi ludźmi byliśmy otoczeni w czasie naszej tygodniowej podróży. Niebo przelewało się na ziemię w Polsce, Czechach, Austrii, Słowenii i Niemczech. Cuda działy się nad cudami, a anioły zeszły na ziemię. Wszystko niby przypadkowe układało się dla każdej pary podróżującej wtedy stopem w jedną logiczną układankę. Spotykaliśmy prawdziwych aniołów.
Teraz spokojnie możemy napisać, że Słowenia jest hitch-hiking friendly (przyjazna autostopowiczom). Wiele osób mówi płynnie po angielsku z brytyjskim akcentem(!). Byliśmy tym naprawdę mile zaskoczeni. Nie jest dla nas problemem "porozumieć się" z osobą, która nie mówi w żadnym nam znanym języku, ale przyjemniej zawsze poprowadzić dłuższą konwersację. Spod granicy austriacko- czeskiej do granicy austriacko-słoweńskiej zabrała nas Czeszka. Pani w średnim wieku, była autostopowiczka i wybawicielka pewnej pary z poprzednich MMA Sopot- Dubrownik. Rozmawialiśmy dla ułatwienia w języku czesko-polskim o dziwo rozumieliśmy wszystko. Jak nie można było się zrozumieć to na okrętkę, zmieniając słowa każde z nas zaczęło rozumieć. Słyszałam, że Słowaków jeszcze łatwiej zrozumieć niż Czechów, ale jeszcze nie mieliśmy okazji tego sprawdzić w praktyce.
Tak jak z Czechami łatwo złapać wspólny język, tak z Chorwatem z dostawczaka, było to mocno utrudnione. Chyba zależy to również od typu człowieka. 
Wielu Słoweńców w przeszłości podróżowało autostopem, dlatego w przeciwieństwie do Niemców (wielu z litości) bierze również autostopowiczów i dzieli się doświadczeniem i wiedzą "autostopowo- terenową", podwozi pod "jeszcze lepsze miejsca do łapania okazji". To jest bardzo bardzo miłe!

Trzeciego dnia w Słowenii mieliśmy zaplanowany spacer doliną ..... w Triglawskim Parku Narodowym. Jednak, żeby dojść do niej, trzeba było przejść przez parę wiosek. Krajobraz był wybitnie sielankowy. Szczerze to zazdrościliśmy ludziom tam mieszkającym takich widoków. Góry, zieleń, błękit nieba tego było nam trzeba! Jednak nasze tempo nie było oszałamiające. Długość doliny wynosi 17km. Szybko przeliczyliśmy, że musimy złapać okazję w Parku Narodowym, aby zdążyć jeszcze dziś dostać się na stację przed tunelem przez Alpy do Villach i opuścić Słowenię. Tak, aby w środę rano, a był poniedziałek, Robert mógł pójść na szkolenie w Warszawie. Idziemy okryci przed ostrym słońcem (przecież miał padać deszcz) jedzie auto! Okrycia w dłoń, pełna dyspozycja. Auto a w nim kobitka rozkłada ręce, bo ma zapakowany rower i pełno gratów. Mijaliśmy ją jeszcze dwa razy. Za drugim (byliśmy już w wiosce po drugiej stronie doliny) zatrzymała auto i podeszła nas się zapytać: dokąd? skąd? Niesamowicie sympatyczna i okazało się, że ma dziś jeszcze urodziny! Jechała całkowicie w inną stronę a nam zależało na przekroczeniu tunelu przy autostradzie. W parku Narodowym podwiózł nas busik szkolny całe 8km:) Potem stwierdziliśmy, że jest tak pięknie, że resztę przejdziemy na pieszo.

środa, 14 maja 2014

Daleka północ

Stało się tak, że już drugi raz w tym roku (i w ogóle drugi raz wspólnie) trafiliśmy do Warszawy. Tym razem przyszło nam zerknąć nieco na Pragę Północ.
Najpierw trzeba było tam dojechać. Wystarczy sprawdzić autobusy w internecie, pojechać, wysiąść, przesiąść się i... ale jednak nie. Na jednym małym skrzyżowaniu okazało się być co najmniej 5 przystanków (i trzy razy więcej tabliczek przystankowych) i akurat przejeżdżało przez nie 12 autobusów (w tym wiele przegubowych i jeden autobus techniczny) oraz dwie koparki. Akurat przez to skrzyżowanie przeciskała się również w tym samym czasie policja na sygnale. Wszystko to i tak poruszało się w ślimaczym korkowym tempie, więc lepiej było iść na pieszo...
Wokół kamienice stojące w niezmienionym stanie od 70 lat (odkąd ktoś wystrzelał w ich murach dziury), niektóre mają wprawdzie nowe okna, ale niektóre nie mają nawet framug i wlatują tam z rozpędu gołębie.






Na Brzeskiej wszędzie dresiarze i małe dzieci, w każdym podwórku rozświecony ołtarzyk Matki boskiej.




Tu budują apartamenty, nowe, piękne, ogrodzone bloki z zapierającym dech w piersiach widokiem na stare garaże i blaszaną budkę "mięso i wędliny". Obok przechodzi murzyńska para perfekcyjnie rozmawiająca ze sobą po polsku, Japończyk prowadzi psa większego od siebie. Gdzieś pomiędzy afrykańską szkołą tańca, serwisami Samsunga, Toshiby i Skody, opodal reklamy połączeń telefonicznych do najdalszych zakątków świata, zaraz obok sklepu monopolowego "Pentagram" czerwieni się wielkie polskie godło przy biurze komornika sądowego, a kilka metrów przed wejściem stoi płyta upamiętniająca poległych w tym miejscu powstańców.

W tym miejscu trawniki są szare, trawy nie ma na nich prawie w ogóle. Pod drzewem rozsypano coś co może być równie dobrze kocim żwirkiem, jak i trutką dla zwierząt. Ale jest prawdopodobnie jeszcze czym innym.

Jakiś mężczyzna w dżinsach podciągniętych niemal pod pachy przechodzi obok spłuczki, którą ktoś wyrzucił na środku chodnika. Gdzieś z góry słychać głos spikera opowiadającego o sytuacji w Polsce lat 70-tych - to ktoś przy otwartych na ościerz drzwiach balkonowych ogląda na cały regulator telewizję. Jakaś kobieta próbuje zaparkować równolegle wjechawszy najpierw całkowicie na chodnik, a dopiero później próbując wpasować się w miejsce parkingowe, nie zważając na pieszych, którym właśnie odebrała możliwość poruszania się. Ktoś inny szpanuje rozklekotamym autem i przejeżdża na pełnym gazie na wstecznym sto metrów. Ekipa remontująca wejście do klatki schodowej robi sobie jedną z licznych tego dnia przerw.

Grupa ludzi stoi na przystanku, który nie istnieje. Jakiś mężczyzna topless ogląda rozkopaną pod jego balkonem ulicę, podobnie robią jego sąsiedzi z obu poniższych balkonów, jednak już ubrani. Z kamienicy obok nikt się nie patrzy - tam okna są zabite dyktą.

Przy wejściu do centrum handlowego znak zakazu wnoszenia broni palnej. Tuż obok sklep "Cudowny Świat", gdzie indziej znajduje się "Centrum Dobra".

Wyjście z metra, które według znaków prowadzi na przystanek autobusowy, wcale na niego nie prowadzi, bo został on przeniesiony i trzeba się wracać do podziemi, żeby przejść na inną stronę ulicy. Kilka ulic dalej powstaje nowa linia metra - sądząc po rozmiarach budowy i długości trwania prac - metodą odkrywkową.

O tak, Warszawo, Dostarczasz wielu wrażeń! Jak człowiek charakterny każdego dnia inna, zmienna. Ma też swoje duże plusy





 Chopin wciąż żywy





Wbrew ostatniej wizycie w stolicy, teraz wiele się dzieje. Mogliśmy przebierać w ofercie teatrów. Niestety spośród pięciu dni w czasie których byliśmy w Warszawie, mieliśmy tylko jeden, kiedy mogliśmy pójść do teatru. Do teatru w krótkich spodniach? Dobrze, że była to komedia a nie Teatr Wielki ;)



później była nauka programowania
zdjęcie pochodzi z profilu Geek Girls Carrots



Mistrzostwa Autostopowe do Słowenii

Ruszyliśmy!!

I z bożą pomocą bardzo dobrze nam szło...

...jednak wieczorem nasza podróż nieco spowolniła...

...by rano przyspieszyć bardzo szybko...

...dzięki czemu dotarliśmy do celu i zajęliśmy 23.miejsce...

...potem nadszedł czas na zwiedzanie jaskini...

...i miasta...

...by nasz koci przewodnik...

...doprowadził nas w upragnione miejsce...


...później ruszyliśmy dalej w kierunku jedynej w kraju wyspy...


...by rozbić namiot...

...na fantastycznej miejscówce...



...chcieliśmy też przejść wielki wąwóz...


...jednak się nie dało...

...ruszyliśmy więc dalej w kierunku...



...orzeźwienia...

...krystalicznie czystej wody...


...śniegu...

...i oczywiście pięknych widoków...


...robiąc przerwę na obiad...

...unikając niebezpieczeństw...

...i znowu odpoczywając...

...by potem, nie bez przeszkód, ruszyć w drogę powrotną...


...by nasz autostopowy kilometraż wzrósł o 2725km



6 lat minęło

Lubimy się powtarzać:)

Tak to się zaczęło 6 lat temu, 30 kwietnia przed MMA Sopot-Monachium:


a tak jest teraz rok po ślubie :) przed MMA Sopot-Piran





„Para w ruch”


Żeby Majówka jej się udała
Kachna raz „ludka na stopa” szukała.

Nie szukała wśród kumpli bo były z nich leszcze,
Nie wiedziała z kim na wyścig pojedzie jeszcze.
Na co dzień Klubu Przygody forum odwiedzanym
Jeden post wysłany i nie ma już zmiany!

Przeczytał go Robert daleko na wschodzie,
Wśród jego znajomych stop też nie był w modzie.
Desperacko też kogoś do pary szukając
Napisał do Kachny wcale jej nie znając.

„Uważaj na tego typa, w razie czego wiej”
- przyjaciółka Kachny poradziła jej.

Kilometr za kilometrem ze sobą jeździli,
Ni to się lubili, ni nienawidzili.
Tak było na Mistrzostwach, tak było też potem,
Gdy stopem gdzieś jechali, lecieli samolotem.

Raz wspólnie do Norwegii też jechać próbowali
Sześć godzin w Poznaniu na wylotówce czekali.
Kierowcy zamiast zabrać, ich tylko pozdrawiali,
Więc pod wieczór w deszczu z worami swego planu zaniechali.

Kasia rok później do Norwegii z koleżanką się wybrała,
Spotkawszy na lotnisku Roberta, go w sobie rozkochała.
Raz na parę miesięcy się odtąd widywali,
I za każdym razem do innego kraju jechali.
Wspólnie wąchali, wspólnie smakowali,
Nawoływania muezinów hen nasłuchiwali.

Tak po wielu przygodach, po podróżach wielu
Teraz zdążają razem do wspólnego celu
I siedząc razem w domu, machając nogami
Jak wiele mogą w życiu namieszać Mistrzostwa,
nie mogą nadziwić się sami.

Autorzy: Kasia i Robert

czwartek, 1 maja 2014

Życie jest marzeniem.

Życie jest okazją, skorzystaj z niej. 
Życie jest pięknem, podziwiaj je.
Życie jest rozkoszą, zakosztuj jej.
Życie jest marzeniem, spełni je.
Życie jest wyzwaniem, staw mu czoła.
Życie jest skrabem troszcz się o nie.

św. Matka Teresa "Beyond love"

Dziś jeszcze w Gdańsku, tak sobie siedzimy z rodziną Choszczów i bardzo bardzo miło spędzamy wieczór, jutro zobaczymy jak poprowadzi nas los.