poniedziałek, 27 maja 2013

Małżeństwo w biegu

Po całych czterech dniach odpoczynku po powrocie z Miesiąca Miodowego (wliczając to trzy dni pracujące), piątego dnia (oczywiście po pracy) ruszyliśmy znowu w drogę. I to stopem. Równo rok i tydzień od ostatniej jazdy stopem! Od razu dostaliśmy niezłą nauczkę, żeby już nigdy nie robić tak długich przerw. Spośród 14 godzin podróży z Ber. do Rzesz. ponad 6h staliśmy marznąc na dworze i ok. 1h siedzieliśmy odpoczywając. Reszta, a mianowicie 7h, to kawał szybkiej, spokojnej i przyjemnej jazdy, zaledwie trzema samochodami: 1 - 33km, 2 - 382km, 3 - 366km! Nie padł żaden rekord, bo zdarzały się i stopy ponad pięćsetkilometrowe. Bóg zapłać dobrym ludziom. No, może jeden rekord - długości stania i czekania...

Po dojechaniu do celu zdążyliśmy się spokojnie przespać (K. - 3h, a R. 1,5h), by następnie udać się na ślub i wesele K. i A. Tańcom i radości nie było końca, ale niestety zmęczenie zaczęło się we znaki, wiec w domu byliśmy z powrotem już o 2 nad ranem, by 10 godzin później już znowu zbierać się i ruszać w drogę powrotną - z rodzicami R., a następnie z carpoolingiem. Tym razem mieliśmy aż 6 godzin na sen i rano, dzisiaj, mogliśmy już spokojnie wypoczęci pojechać... do pracy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz