wtorek, 24 grudnia 2013

Dlugi dzien i Cicha noc

Do Nagasaki dojechalismy poznym wieczorem. Nastepnego dnia wybralismy sie przy pieknej pogodzie do parku polozonego przy porcie. Slonce, latawce, wysportowanie dziewiecdziesiecioletni Japonczycy. Przeszlismy spory kawal miasta, odwiedzilismy kilka swiatyn i kilkadziesiat sklepow. Potem wrocilismy do hostelu i przed udaniem sie na pasterke chcielismy zjesc nasza mala Wieczerze Wigilijna - duza jajecznice, barszczyk czerwony z proszku i lokalne pierozki z czyms krewetkopodobnym. Kiedy R. ewakuowal wlasnie barszcz z garnka do termosu, zeby zaniesc go do pokoju, K. stwierdzila, ze upewni sie co do godziny, o ktorej ma byc odprawiana pasterka. No i okazalo sie, ze godzine wczesniej niz nam sie wydawalo, a dokladniej - za 27 minut!!!
Trzy minuty pozniej bieglismy juz w kierunku dworca, by stamtad tramwajem pojechac do kosciola. Cudem spoznilismy sie niecale 10 minut. Msza trwala niecala godzine, co jak na pasterke, to bardzo malo. Dlatego zostalismy dluzej. Ogladalismy kaplice poswiecona Sw. Makszmilianowi Kolbe - zalozyciel kosciola, gdy podszedl do nas mlody japonski ksiadz, z ktorym kontaktowalismy sie wczesniej mailowo.


Rozmawialismy tez z bardzo starym japonskim ksiedzem i amerykanskim ksiedzem, ktorego rodzice byli Polakami i ktory odrobine potrafil mowic po polsku. Kiedy wyjelismy oplatek przywieziony z Polski, Amerykanin zaczal wspominac Swieta ze swojego dziecinstwa; japonski staruszek od razu zaczal sie nim z nami dzielic, natomiast inni (mlody ksiadz i kilka osob, ktore zostalo po mszy) zupelnie nie wiedzieli co to jest i co nalezy z tym zrobic. Pozniej jedna z Japonek zaproponowala nam, ze odwiezie nas na dworzec, obok ktorego mieszkamy, natomiast inna, ktora tez zabrala sie z nami autem, koniecznie chciala utrzymac z nami kontakt (podala nam swoje dane, numer telefonu, facebooka i opisala swoja historie). Byla to juz druga taka osoba, po pewnym ekscentrycznym Japonczyku z naszego hostelu. Oraz nasz drugi japonski autustop. W samochodzie rozdalismy nasze ostatnie pocztowki z Lubinia - poprzednie, jak i ulotki, rozdalismy ksiedzu w kosciele Kolbego, a jedna wyslalismy do polskiego ksiedza w Nagasaki. Tak zakonczyla sie oficjalna czesc naszej Wigilii. Ale dzien wciaz trwal...
Tuz przed polnoca, po niemal dwugodzinnym spacerze, weszlismy na szczyt wzgorza Inasa nad Nagasaki. Wzgorza, z ktorego roztacza sie ponoc trzeci najlepszy (po Monaco i bodajze Tajwanie) nocny widok na nadbrzezne miasto na swiecie.

Widok byl piekny, a nam z malego glosniczka z kieszeni przygrywaly koledy jak w czasie calej drogi pod gore i pozniej w dol. W koncu trwala Noc Bozego Narodzenia.
Po powrocie jeszcze telefony do rodzicow w Polsce - byla tam 18sta, akurat czas Wigilii.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz