czwartek, 26 grudnia 2013

Kabelki, pierdolki, klopotki

Przez pol dnia chodzac po Tokio odwiedzilismy kilkadziesiat sklepow i kupilismy klka zupelnie niepotrzebnych do zycia, ale jakze ladnych, rzeczy. 


Sprobowalismy swoich sil w salonie z automatami do gier dla dzieci, no i widzielismy cale dwie swiatynie. 




Pozniej wybralismy sie na 25.pietro jednego z wiezowcow ogladnac panorame pograzajacego sie w ciemnosci megamiasta, a nawet udalo nam sie zdobyc stolik przy oknie z najlepszym widokiem w kawiarni na samej gorze. Pozniej odwiedzilismy dzielnice elektroniki, gdzie po dwoch lub trzech godzinach (trudno to okreslic, ale zdecydowanie za duzo) rozwazania i biegania w te i we wte, kupilismy aparat fotograficzny. Aha, no i przecjsciowke do ladowania komorki. Odwiedzilismy tego dnia rowniez ulice ze sprzetem kuchennym (tam tez zrobilismy zakupy) oraz plastikowa zywnoscia i probowalismy wybrac pieniadze w bankomacie.. ze skutkiem takim, ze zablokowana zostala nasza karta.
Wreszcie, z nowym aparatem, udalismy sie na inny wiezowiec - tym razem na 45. pietro i ten opuscilismy jako ostatni.



Dzielnica neonow i zwiedzanie salonu gier tak bardzo nas wciagnelo, ze gdy jedlismy kolacje, bylo juz po polnocy. Gdy wracalismy do domu, nasz pociag skonczyl bieg przynajmniej szesc stacji wczesniej niz sie tego spodziewalismy. Okazalo sie, ze o 1 w nocy nic juz nie jezdzi. Pociag - nie. Metro - nie. Autobusy nocne? - kazdy zapytany o to tylko sie smial - nie ma tu czegos takiego. Do domu musielismy wracac taksowka wydajac znacznie wiecej niz zamierzalismy (choc nie tragicznie duzo). Okazuje sie, ze miasto, ktore nigdy nie umiera nie ma transportu nocnego. Za to cale mnostwo bezdomnych mieszkancow.

...
Po czwartej rano i kilku wymianach karty SIM wtelefoniu oraz ladowaniu go przy pomocy komputera stojacego w holu hostelu, udalo sie R. polaczyc z bankiem i dowiedziec, ze karta bedzie odblokowana juz za cztery godziny. Co za ulga. Mozna spac!




















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz